piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 12.

    Czy czas zagoił rany? Wypełniła je tęsknota. Staram się żyć od nowa. Czy mi się uda? Mam przy sobie bliskich. Mam brata, przyjaciół. Lecz nie ma JEGO. Tego, którego kocham ponad wszystko. Tego, który malował moje dni. Minęło kilka tygodni, miesięcy. Aktualnie mamy grudzień. Bundesliga idzie pełną parą. Niestety drużyna prowadzona przez Jürgena Kloppa zanotowała najgorszy start w lidze od dwudziestu siedmiu lat. Kto by się spodziewał. Wszyscy się starają. Każdy daje z siebie wszystko. To frustrujące. Gdzie jest 'to coś'. 'To', co powoduje tak koszmarną grę dortmundczyków. Każdy zachodzi w głowę, co jest nie tak. Kontuzje? Zła taktyka? Za duże obciążenie? Gdzie leży kłopot?! Życie jest zaskakujące. Raz jesteś na wyżynach swoich możliwości, w sławie, chwale, a kilka chwil później spadasz na dno. Nietypowe poczucie humoru życia, czy może Bóg robi Ci psikusa? Pytań wiele, a odpowiedzi brak. Z Mario nie mam kontaktu od feralnego zajścia na wakacjach. Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje. Czy jest sam, czy ma dziewczynę. Mam nadzieję, że jest szczęśliwy. Szerokim łukiem omijam wiadomości z nim związane. Czy w moim życiu ktoś jest? Nie ma nikogo, kto zawróciłby mi w głowie tak, jak dwudziesto dwu latek. Staram się uśmiechać, a przynajmniej udawać radosną. Jednakże wiem też, że bliscy wiedzą, że nie jest dobrze.
    Marco bardzo spodobały się wyjścia karaoke, na których daje popis swoich możliwości wokalnych. Wyciągał nas na takie imprezy, w każdy możliwy sposób. Tak było i tym razem. Blondyn zwołał grupkę znajomych, których wszystkimi siłami próbował wyciągnąć do lokalu.
-No weźcie, co wy tacy drętwi jesteście - jęczał Reus.
-Reus, zamknij się - odparł rozbawiony Anré.
-No chodźcie - marudził.
-Jak pójdziemy, to dasz nam spokój? - zapytałam niepewnie.
-Tak - od razu odparł.
-Dobra. Pójdziemy - westchnęłam zrezygnowana.
-Chyba żartujesz - zajęczał André.
-Jesteś najlepsza - krzyknął zadowolony blondyn.
-Ale ostatni raz - zarzekłam się.
-Zobaczymy, maleńka - zaśmiał się.
    Chcąc, nie chcąc, ruszyłam do pokoju, aby przygotować się na wyjście ze znajomymi. Wyjrzałam przez okno, aby oszacować, jak powinnam się ubrać. Po chwili zestaw ubrań, które miałam założyć
był gotowy. Pora roku, jaką teraz mamy to zima, lecz nazwa nie odzwierciedla tego, co dzieje się na dworze. Śniegu brak, a temperatura powietrza nie różni się dużo od tej, która była w jesieni. Odświeżyłam się, zrobiłam delikatny makijaż i gotowa zeszłam do chłopaków, którzy zasiadali na kanapie w salonie.
-Gotowa - zawołałam.
-Nareszcie - usłyszałam pomruk.
    Zaśmiałam się i wyszłam za blondynem z domu. Podążyłam za nim, aż do auta, gdzie usiadłam z przodu, co liczyło się z niezadowoleniem starszego Schürrle. Zapięłam pasy, kiedy ruszyliśmy w drogę prowadzącą do lokalu. Rozmawialiśmy podczas jazdy. Wypytywałam się, kto ma jeszcze być. Dzięki czemu dowiedziałam się, iż oprócz nas, zjawić się ma Mats z Cathy, Henrikh oraz Moritz z Lisą, który przyjechał odwiedzić kolegów. Na miejscu zajęliśmy stolik i cierpliwie czekaliśmy na resztę. Nasze tematy biegły od muzyki, aż po sport, czy codzienne czynności. Chłopcy myśleli trochę o wakacjach zimowych. Zastanawiali się, gdzie można by je spędzić. Padło na Dubaj, jak co roku. Po piętnastu minutach dosiadły się do nas wyczekiwane przez nas osoby. Rozmowa toczyły się w najlepsze. W pewnym momencie Marco przekonał mnie do występu. W tym lokalu znali nas już bardzo dobrze. Odwiedzaliśmy go raz, czasami dwa razy, w tygodniu, aby pośpiewać w karaoke. Była to fajna odskocznia od życia codziennego. Każdy mógł się przy tym odstresować. Wylosowaliśmy piosenkę Johna Mamanna - Love Life. Zaczęliśmy śpiewać, wygłupiając się przy tym z Reusem. Kiedy utwór się zakończył, na sali rozbrzmiały oklaski. Podszedł do nas organizator karaoke i zaproponował, abym zaśpiewała swoją piosenkę. Marco się jedynie wyszczerzył i machał mi, oddalając się do stolika. Wiedziałam już, że to jego sprawka. Przystałam na propozycję młodego mężczyzny i już po chwili siedziałam przy pianinie. Odetchnęłam głęboko.
-Piosenka nosi tytuł 'ciemno'* i jest moją autorską piosenką - wyjaśniłam.
    Wzięłam jeszcze raz głęboki oddech i położyłam palce na klawiszach, które po chwili wydały z siebie oczekiwany przeze mnie dźwięk.

Ciemno, tak tu ciemno
Dławi mnie własny lęk
Ciemno, tak tu ciemno
Słyszę głos, woła mnie

Ostry ból, znów ten stan
Już wiem, że czas nie leczy ran

Powiedz dokąd iść, gdy wokół tylko mrok
Kiedy nie mam już nic
Powiedz jak mam żyć, gdy dawno już umarłam
I nie potrafię dziś śnić
Pomóż mi

Ciemno, tak tu ciemno
Zabrałeś mi ostatni blask
Ciemno, tak tu ciemno
Słońca brak, rozjaśnij dzień

Wieczna noc, wieczny strach
Nie ma Cię kolejny raz

Powiedz dokąd iść, jak zabić własny strach
Kiedy nie mam już sił
Powiedz jak mam żyć, choć ciągle modlę się
To nie daje już nic
Pomóż mi


    Zakończyłam, a na sali ponownie rozbrzmiały brawa. W trakcie wykonu, zauważyłam, że tekst piosenki został przetłumaczony na niemiecki i był wyświetlony na ścianie. Robota Marco.  Pomyślałam. Uśmiechnięta zeszłam z podestu i podeszłam do stolika, gdzie od razu wpadłam w objęcia Cathy, Tym razem nie płakałam, kiedy śpiewałam. Piosenka została napisana z myślą o Mario. Kolejna. Dziewczyna Hummelsa zachwycała się moim głosem, a reszta jej potakiwała.
-Przestańcie, bo się zarumienię.
    Zaśmiałam się, a mój wzrok skierował się na stolik obok, gdzie zauważyłam mężczyznę, którego kochałam. Potrząsnęłam głową, myśląc, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle, lecz to nie była jej sprawka. On tam naprawdę siedział i patrzył w moją osobę.


***

* - piosenka Marty Bijan
https://www.youtube.com/watch?v=FbXvVew70fU

Pozdrawiam :)

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 11.

    Siedziałam w hotelowym pokoju i biłam się z myślami, czy iść porozmawiać z Mario. Tak bardzo chciałam przeprosić go za wszystko. Źle postąpiłam, rozstając się z nim. Chcę jego szczęścia. Zawsze tak było. A tymczasem zerwałam z nim, sądząc, że tak będzie lepiej, że będzie szczęśliwszy. Kocham go i zrobię wszystko, aby go odzyskać. Mam nadzieję, że mi wybaczy. Rozmyślałam o tym, co było, co jest i co mogłoby być, gdybym nie spieprzyła. Wstałam z łóżka, na którym siedziałam i zaczęłam krążyć po pokoju. Miałam mętlik w głowie. Nie mogłam dojść ze sobą do porozumienia. Iść do niego, czy zostać? Zdecydowałam się.
-Pójdę do niego - powiedziałam do siebie.
    Weszłam do łazienki, aby spojrzeć na własne odbicie w lustrze. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z pokoju. patrzyłam na numerki pokoi hotelowych, aby znaleźć ten właściwy. Wzrokiem odszukałam drzwi, na których widniały cyfry od jednostki mieszkalnej Götzego. Niepewnie do nich podeszłam i zapukałam. Poczekałam chwilę, lecz z pokoju nie dochodziły żadne dźwięki. Nacisnęłam klamkę, lecz drzwi nie puściły. Oznaczało to, że albo nie ma go w środku, albo najzwyczajniej w świecie mnie ignoruje. Postanowiłam to sprawdzić. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to plaża, która znajdowała się niedaleko hotelu. Skierowałam się ku wyjściu, a już po chwili
znajdowałam się na zewnątrz. Było już ciemno. Na niebie widniał księżyc w pełnej okazałości, a wokół niego znajdowały się gwiazdy, które swoim blaskiem oświetlały otoczenie. Ruszyłam przed siebie z nadzieją, że spotkam ukochanego. Szłam już kilka minut, kiedy zauważyłam postać. Z całą pewnością był to mężczyzna i nie był on sam. Ale czy był to Mario? Kim była druga osoba? Stanęłam w miejscu, wpatrując się w nie przez chwilę. Zdecydowałam się podejść bliżej. Zbliżali się do siebie. Przytulili się, a następnie pocałowali. Tak, to był Mario. Spóźniłam się. Zepsułam wszystko. Moje serce rozpadło się na miliony małych kawałeczków. Tylko jedna osoba jest w stanie je poukładać w całość i sprawić by było dobrze. Lecz ta osoba jest szczęśliwa z kimś innym. Łzy spływały mi po policzkach, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Zebrałam ostatki sił i szybkim krokiem opuściłam tamto miejsce. Chciałam się znaleźć jak najdalej od tej sytuacji. Znowu. Czy ja uciekam przed czymś? Jeśli tak to przed czym? Ścierałam słone krople z twarzy, dopóki nie znalazłam się w nieznanym mi miejscu. Zatrzymałam się i rozejrzałam dookoła. Moje bicie serca przyspieszyło. Jestem w obcym miejscu i nawet do końca nie pamiętam, jak tutaj doszłam. Żadnego żywego ducha. nikogo tu nie było. Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni. Wyjęłam go, a na wyświetlaczu ujrzałam zdjęcie Marco. Wahałam się, czy odebrać połączenie, jednak zdecydowałam się na rozmowę z nim. Szybko otarłam łzy, starając się unormować oddech. Po kilku sekundach przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam urządzenie do ucha,
-Tak? - zapytałam cicho.
-Gdzie ty, do cholery, jesteś - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
-Jestem... w sumie to nie wiem, gdzie dokładniej.
-Jak to nie wiesz, gdzie jesteś? Zgubiłaś się?!
-No tak jakby. Można tak powiedzieć - jąkałam się - ale chyba wiem, jak wrócić.
-Jak to wygląda?
-Plaża. Niedaleko są budynki, w których świeci się mnóstwo świateł.
-Naprawdę, dużo mi to mówi - powiedział z sarkazmem.
-Wiem, jak wrócić - odparłam, przypominając sobie trochę drogę, jaką tu przybyłam.
-Z której strony mam wyjść?
-Idź tam, gdzie byliśmy wczoraj.
-Jest ciemno do cholery - warknął.
-Zauważyłam - syknęłam.
    Rozłączyłam się i ruszyłam w drogę powrotną. Moja pamięć mnie nie zawiodła i już po chwili byłam w miejscu, gdzie spotkałam całującą się parę? Można ich tak nazwać? Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Spacer, jeśli można to tak nazwać, zajął mi piętnaście minut. Poczułam na ramieniu dłoń, która na pewno
należała do blondyna.
-Martwiłem się - szepnął, przytulając mnie do siebie.
    Wtuliłam się w ciało piłkarza, starając się nie rozpłakać.
-Ej, mała, co się dzieje? Widzę, że coś jest nie tak.
-Jestem idiotką i teraz płacę za swoje błędy.
    Szepnęłam przez łzy. Reus objął mnie jeszcze mocniej i starał się uspokajać. Po kilku minutach byłam spokojniejsza. Łzy przestały spływać po moich policzkach, a mój oddech stawał się spokojniejszy. Opowiedziałam piłkarzowi z numerem '11' o wszystkim. Czułam, jak uginają się pode mną nogi, cała się trzęsłam. Blondyn nie wypuszczał mnie z objęć. Usiedliśmy na piasku, wtuleni w siebie. Mężczyzna zarzucił mi na ramiona bluzę, a dłońmi pocierał moje zimne ręce. Nie rozmawialiśmy. Między nami była cisza, ale nie taka niezręczna - wręcz przeciwnie. Jego obecność sprawiła, że się uspokoiłam. Nie mam pojęcia, jak to działa, ale działa.
-Wracajmy, bo robi się zimno - usłyszałam głos Niemca.
    Powoli wstałam z ziemi i ramię w ramię ruszyłam z nim w stronę hotelu. Będąc coraz bliżej ogarniała mnie niepewność. Bałam się konfrontacji z Mario i Ann. Najzwyczajniej w świecie bałam się tego, że zobaczę ich razem, wtulonych w swoje ramiona. Nogi ponownie odmawiały mi posłuszeństwa, lecz brnęłam w to dalej. Weszliśmy do środka budynku, kierując się w stronę pokoi. Marco powiedział, abym poszła do Anré, ponieważ ten się o mnie martwi. Zrobiłam tak, jak prosił blondyn i już po chwili siedziałam w pokoju brata, starając się mu wytłumaczyć, dlaczego wyszłam sama o tej porze.

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 10.

-Gotowa?
    Do mojego pokoju wszedł André. Mieliśmy iść na wieczór karaoke, o którym wcześniej mówił mi Marco. Pokiwałam głową na 'tak' i zabierając telefon z łóżka. wyszłam z pokoju. Zrobiliśmy kilka kroków i weszliśmy do windy. Mój brat wcisnął właściwy guzik i po pewnym czasie winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Kiedy się rozsunęła, wyszliśmy z niej i wolny krokiem skierowaliśmy się do hotelowej restauracji. Na miejscu poinformowano nas, który stolik zajmują nasi znajomi, dlatego też nie mieliśmy problemu z odnalezieniem go. Dla pewności, młody kelner zaprowadził nas do należytego miejsca. Przy stoliku siedzieli już Marco, Mario oraz Ann. Zajęłam wolne miejsce obok Reusa, a mój brat zasiadł po mojej prawej stronie. Na przeciwko mnie siedział Mario, który od czasu do czasu posyłał mi uśmiech, zerkając na mnie co chwila. Poczułam się znowu tak, jak wtedy, gdy byliśmy nastolatkami. Te ukradkowe spojrzenia, niewinne uśmiechy.
-Zamówiliście już coś?
    Z transu wyrwał mnie mój brat. Nasi znajomi pokiwali przecząco głowami, tłumacząc to tym, iż na nas czekali. Nie chciało mi się nawet otwierać karty dań, więc skorzystałam z dobroci blondyna, wybierając i komentując z nim prawie każdą potrawę.
-Fuuu, Marco. Obrzydziłeś mi krewetki - zaśmiałam się.
-A Ty mi ostrygi - odpowiedział mi Niemiec.
-Co Wy tam robicie? - zaciekawił się mój brat - wygląda to, jakbyście się chcieli potajemnie całować - zagwizdał, po czym się zaśmiał.
-Rozgryzłeś nas André - wybuchnął śmiechem mój towarzysz.
-U la la. Nowa dziewczyna, Marco?
    Mój brat robił sobie jaja, czym zaczął, mnie irytować. Zbliżyłam się do niego i położyłam rękę na jego barku, wbijając w niego paznokcie.
-Jeszcze jeden taki żart, a porozmawiamy inaczej - syknęłam cicho - pamiętasz, kiedy ostatnio tak powiedziałam? - zapytałam, wiedząc, że bardzo dobrze to zapamiętał. Ten pokiwał jedynie głową i przestał robić sobie żarty ze mnie i Reusa, jakoby mielibyśmy być pary.
-To jakie macie propozycje? - zawołał piłkarz grający z numerem '11' na plecach.
    Kiedy wszyscy złożyli już swoje zamówienia, blondyn zwrócił się do mnie. Poprosiłam o sałatkę z kurczakiem. Marco na pewno miał już w zanadrzu plan, jak zniechęcić mnie do mojej potrawy. Podszedł do nas kelner i zebrał zamówienia. Rozmowa między mną, a Marco sprawiła, że straciłam poczucie czasu i nawet nie wiem, w którym momencie podano nam naszą kolację. Zabraliśmy się za jedzenie. Rozejrzałam się po sali, aby dowiedzieć się, w którym miejscu ma być osadzona scena dla osób biorących udział w karaoke. Estrada, znajdowała się tam, gdzie było najwięcej wolnego miejsca. W tle zaczęła lecieć muzyka i pierwsza osoba, która zdecydowała się na zaśpiewanie piosenki. Prowadzący zachęcał wszystkich do wzięcia udziału, dlatego też, Reus co chwilę kopał mnie w nogę pod stolikiem. Zapewne chciał mi przekazać tym, abym poszła. Zlekceważyłam go i po zjedzonym posiłku, wsłuchiwałam się w wokalistów.
-Są tu może osoby, które mają własne piosenki?
    Zapytał prowadzący, a mnie zmroziło. Jeśli Marco się w tym momencie odezwie, to zacznę planować, jak go zabić. Siedział cicho, więc powoli się uspokajałam, ale to była tylko cisza przed burzą. Lada moment wstał z miejsca i wskazał na mnie.
-Tutaj mamy artystkę - zawołał.
    Chciałam się zapaść pod ziemię. Niech mnie coś teraz pod nią wciągnie. Spojrzałam na niego gniewnie, a ten się tylko uśmiechał. Czułam na sobie wzrok wszystkich ludzi, którzy przebywali w tym momencie w restauracji. Błagałam w myślach, aby w tym momencie się coś wydarzyło, co odciągnęłoby ode mnie uwagę, abym mogła przemknąć do pokoju. Mario patrzył na mnie tak, że miałam wrażenie, że nawet nie mruga. Ale teraz jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Modelka powiedziała mu coś na ucho, a ten się zaśmiał i odwrócił wzrok. Wyraz twarzy Brömmel wskazywał na to, iż była z siebie bardzo zadowolona, wręcz dumna. Byłam ciekawa, co mu powiedziała. Z zamyślenia wyrwał mnie Marco, który dosłownie zaciągnął mnie na scenę i posadził przed pianinem. Wzrokiem przeleciałam całe pomieszczenie i ogarnął mnie strach. Wzięłam kilka głębokich wdechów, a prowadzący chciał nawiązać ze mną rozmowę.
-Jak się nazywasz?
-Natalia.
-Zaśpiewasz nam swoją piosenkę? O czym jest?
-Tak, piosenka jest mojego autorstwa, a nosi tytuł "milcząc".*
-W takim razie, proszę o wielkie brawa dla Natalii.
    Przymknęłam oczy i delikatnie nacisnęłam na klawisze pianina, które wydały z siebie oczekiwany przeze mnie dźwięk. Uśmiechnęłam się, a strach zniknął. Otworzyłam usta i wydobył się ze mnie czysty dźwięk. Z każdym kolejnym wersem było we mnie coraz więcej emocji.

 https://www.youtube.com/watch?v=9AVvjgjGZyk

If tomorrow was never born
believe me, I would say outright that
but you do not know me, I feel that somewhere in a previous life
you were so close to me
Although it seems to me look so ordinary
believe that in the middle of all tremble
I know that today the time is my enemy,
because our paths soon will spread

But how to catch you when I pull out a hand, you are slipping through my arms

Ref: Hear my scream, when I look in silence
Hear my scream, when I burn the silence
Hear once when I call you
or kill the feeling, before it beats me...

Maybe you are happy with someone,
maybe you have love in your heart, if so,
know that I do not want anything from you,
I'm gone, now I turn into shadow
I only ask you to remember, I would not have gone without a name
And there will be last after you a handful of the few memories
random

Now I won't catch you, stretch out a hand, and you'll slip through my hands

Ref: Hear my scream... **

    Kumulowało się to gdzieś we mnie, aby pod koniec dać upust w postaci łez. Zakończyłam swój występ, starłam łzy, które płynęły po moich policzkach, a na sali rozległy się brawa. Zaśpiewałam tę piosenkę po angielsku, mimo, iż oryginał napisałam po polsku. Stworzyłam ten utwór tutaj, na Ibizie. Kilka dni po przyjeździe na ten cudowny archipelag. Była całkowicie o Mario. Zdecydowanie o nim. Wróciłam do stolika, gdzie od razu przytulił mnie mój brat wraz z jego przyjacielem.
-Łaaaaał. To było - przerwał - nie mam słów - najstarszy mężczyzna naszego stolika, nie wiedział, co powiedzieć - Ty masz niesamowity talent.
-Wiadome, w końcu Schürrle - roześmiał się mój brat.
    Mario wpatrywał się we mnie, a po chwili po prostu wstał i szybkim krokiem wyszedł z restauracji. Miałam ochotę za nim wyjść, a tymczasem siedziałam słuchając wywodów André i Reusa.




###

Apeluję o nieobrażanie Ann.
Niestety wyszło tak, że przybrała w opowiadaniu "gorszą stronę", ale proszę, aby jej nie obrażać.



* "Milcząc" jest to piosenka Marty Bijan.
** Tekst 'Marta Bijan - Milcząc'
                                             Gdyby jutro miało nigdy nie narodzić się 
uwierz, powiedziałabym Ci wprost, że
choć nie znasz mnie, ja czuję, że gdzieś w poprzednim życiu
byłeś tak blisko mnie
Choć spojrzenie me wydaje się tak zwyczajne
uwierz, że w środku cała drżę
Wiem, że czas jest dziś mym wrogiem,
bo nasze ścieżki wkrótce rozejdą się

Ale jak złapać Cię, gdy wyciągam dłoń, Ty wymykasz mi się z rąk

Ref. Usłysz mój krzyk, gdy patrzę, milcząc
Usłysz mój krzyk, gdy płonę ciszą
Usłysz choć raz, gdy Ciebie wołam
lub zabij uczucie, nim mnie pokona

Może jesteś z kimś szczęśliwy,
może miłość w sercu masz, jeśli tak jest,
wiedz, że nie chcę nic od Ciebie,
już mnie nie ma, już usuwam się w cień
Proszę tylko byś pamiętał, bym nie odeszła bez imienia
I zostanie mi po Tobie tych nielicznych wspomnień garść
przypadkowych

I już nie złapię Cię, wyciągnę dłoń, a Ty wymkniesz mi się z rąk

Ref. Usłysz mój krzyk...

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 9.

-Natalia co jest?
-Marco, ja go kocham.
-Ale Ty...
-Tak wiem. Może tego nie widzisz, bo to ukrywam. Nie chcę ciągłych pytań, co się stało, pocieszeń. Nie chcę tego. Chcę jego - nie potrafiłam pohamować łez - Kocham go, rozumiesz? - wyszeptałam.
-To, dlaczego się rozstaliście? - usiadł obok mnie, kładąc dłoń na moje ramie.
-Oboje siebie raniliśmy. Chcę jego szczęścia..
-On jest szczęśliwy tylko przy Tobie.
-Marco..
-Co Marco? Co Marco?! - uniósł się - Musicie się pogodzić. Nie mogę patrzeć na Was... bez Was... Takich przybitych... No wiesz, o co mi chodzi.
-To nie takie łatwe - westchnęłam.
-Jak nie? - zdziwił się.
-Teraz jest szczęśliwy z Ann. Chcę jego szczęścia.
-On nie jest z Ann. Przyleciała tu, bo tak jakoś wyszło z ich rozmowy, że wpadnie.
    Po słowach blondyna zapadła cisza. Słychać było tylko fale odbijające się od jachtu, grającą muzykę, a także śmiech osób znajdujących się na pokładzie. Marco po chwili wstał i bez słowa odszedł w stronę André. Oparłam głowę o barierkę i zagłębiłam się w myślach. Zastanawiałam się, w którym miejscu coś się zepsuło. Wspomnieniami szukałam momentu, w którym mój związek z Mario zaczynał się powoli uszkadzać. Nic mi nie przychodziło do głowy. Jedynie ostatnie kłótnie. Mam ochotę podejść do niego w tym momencie i po prostu wtulić się jego ciało. Bez żadnych słów. Potrzebuję jego ramion, jego dotyku, jego czułych słów. Potrzebuję jego. Raz się żyje. Zauważyłam, że stoi sam. Oparty był o stolik i wpatrywał się w morze. Wyglądał idealnie. Miał na sobie niebieskie spodenki, pamiętam jak je kupowaliśmy, oraz czarne okulary przeciwsłoneczne. Wyglądał na zamyślonego. Niepewnym krokiem szłam w stronę miejsca, w którym znajdował się Niemiec. Chyba dostrzegł, że zmierzam w jego kierunku, ponieważ momentalnie się wyprostował i wpatrywał się w moją osobę. Posłałam mu delikatny, a zarazem niepewny uśmiech, lecz kiedy na jego ustach pojawił się ogromny uśmiech, jak na zawołanie, troszkę się rozluźniłam i już pewniejszym krokiem do niego zmierzałam. Wreszcie stanęłam przed nim i już otwierałam usta, aby zapytać, czy możemy porozmawiać, kiedy Ann "porwała" mi go. Jęknęłam cicho i zniechęcona udałam się do środka jachtu. W małym salonie zastałam Marco, który wrzucał do sokowirówki owoce. Stanęłam przed nim, kładąc łokcie na blacie, a na nich oparłam głowę.
-Już prawie chciałam go poprosić o rozmowę, a tu bum, Ann mi go sprzątnęła sprzed nosa - mruknęłam, co rozśmieszyło Niemca.
-Zawracamy, bo o 20:00 w hotelowej restauracji ma być coś w stylu karaoke - zmienił temat.
-Chcesz śpiewać?
-Ja nie, ale Ty tak.
-Słoneczko Ci przygrzało?
-Zaśpiewałabyś jedną z tych Twoich piosenek...
-Skąd wiesz? - zdziwiłam się.
-No bo wiesz... ten zeszyt. On tak leżał i wręcz błagał mnie, żebym go wziął.
-Grzebałeś w moich rzeczach?!
-On leżał w..
-W szufladzie, na samym dole.
-Szukałem ładowarki do aparatu,
-Kretyn - fuknęłam.
-To jak będzie? - uśmiechnął się.
-Nijak, spadaj.
-Napisałaś je kilka dni temu, prawda?
-Może..
-Są o Mario.
-Pytasz, czy stwierdzasz?
-Ale mam rację, tak?
-Mhm. Ale, jeżeli piśniesz komukolwiek chociażby słówko, to zginiesz, Reus.
-Nie powiem nikomu - udawał przerażenie.

~*~

    Została mi ostatnia lekcja i będę mogła spokojnie wrócić ze szkoły do domu. Jeszcze tylko jedna godzina lekcyjna i wrócę do mojego kochanego domku. Przed chwilą skończyłam WF. Dzisiaj mieliśmy połączony z chłopakami, ponieważ nie było naszej wf-istki. Do wyboru były dwie dyscypliny. Piłka nożna oraz siatkówka. Ja jako jedyna dziewczyna chciałam grać w piłkę nożną. Reszta płci żeńskiej, albo wybrała siatkówkę, albo siedziała, zarzekając się, że nie będą w nic grać. Wyszłam zadowolona z szatni, wpadając na Mario.
-Wiem, że na mnie lecisz, ale nie musisz tak wpadać. To ja mogę zaoferować spotkanie, jeśli jesteś nieśmiała, ale znam Cię nie od dziś Schürrle.
-Götze, Skarbie, nie zapędzaj się tak.
-Mała, wyjdziemy gdzieś na miasto, nie mów, że nie chcesz - objął mnie ramieniem, kiedy szliśmy po schodach.
-Gwiazdeczko, idź do tłumu ubóstwiających Cię fanek. O popatrz - zaśmiałam się, kiedy grupka dziewcząt wręcz wypadł zza zakrętu korytarza.
-Ooo nie - krzyknął Niemiec i złapał mnie za rękę.
    Biegł po schodach, ciągnąć mnie za sobą. Wołałam, żeby mnie puścił, ale ten nic sobie z tego nie robił. Będąc już na korytarzu, rozejrzał się i pociągnął mnie do jakiegoś schowka. Było to małe pomieszczenie, w którym było ciemno. Z żadnej strony nie wpadało światło, a żarówka się najwidoczniej spaliła. Czułam oddech młodego piłkarza na swoim karku. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, ale starałam się to opanować. Mario był przyjacielem mojego starszego brata. Zawsze sobie docinaliśmy, ale mimo wszystko trzymaliśmy się razem. Chodziliśmy razem do klasy. Siedzieliśmy razem na wszystkich lekcjach. Nie było mowy, abym z nim nie siedziała, ponieważ od razu z jego strony wypływało oburzenie. Uwielbiałam spędzać z nim czas. Był zabawny, zawsze uśmiechnięty, przystojny, kochał piłkę nożną. Wręcz, jak dla mnie, ideał. Co ja mówię. Jest moim przyjacielem - pomyślałam w tamtym momencie. Zaśmiałam się na samo wspomnienie.
-Co my tu robimy?
-One mnie porozrywają.
-Biologia się zaczęła - zaśmiałam się, słysząc dzwonek na lekcję - chodź.
-Nie.
-Götze, nooo.
-Poczekaj chwilę, niech one stąd pójdą
-Mają przecież lekcje obok nas.
-Daj mi jeszcze chwilkę, kilka minut i pójdziemy na lekcję do tej jędzy.
-Ej, pani Schulz jest fajna - roześmiałam się.
-Cicho - skarcił mnie, zasłaniając mi ręką usta.
    W pewnym momencie poczułam dłonie na moich biodrach. Oddech Mario był przyspieszony. Coraz bardziej czułam na swojej skórze wydychane przez mężczyznę powietrze. Wargi zaczęły mnie mrowić, kiedy dotknął swoimi ustami, moich. Nie chciałam tego przerywać, ale byliśmy wtedy przyjaciółmi.
-Mario - szepnęłam.
-Ciii.
    Zignorował mnie i delikatnie musnął moje usta. Starałam się kontrolować, lecz nie potrafiłam, kiedy czule mnie pocałował. Cholera, przecież on mi się podobał od kiedy André mi go przedstawił. Odwzajemniłam pocałunek, zarzucając ręce na jego szyję.
-Nie - lekko odepchnęłam go od siebie - nie możemy. Przyjaciele się nie całują.
-Nie musimy być przyjaciółmi.
-Zapomnijmy o tym, co miało miejsce kilka sekund temu - powiedziałam niepewnie.
-Nie - zaprzeczył.
    Drzwi momentalnie się otworzyły, a do środka wszedł woźny.
-Co Wy tu robicie?
-Dzień dobry panu - zaczęłam.
-Natalia, Mario, na lekcje, ale już. Gdyby Was tak tutaj przyłapała pani Claudia, to byłoby po Was.
    Pani Claudia była najwredniejszą sprzątaczką w szkole. Czasami miałam wrażenie, że najbardziej nie lubiła naszej klasy, a w szczególności Mario, kilku chłopaków oraz mnie. Wyszłam ze schowka i ruszyłam w stronę klasy, w której miałam lekcję. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Weszłam do środka, a za mną wręcz czołgał się Götze, ponieważ on nie lubił tego przedmiotu, a raczej nauczycielki, która nas uczyła.
-Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie.
    Pani Schulz jak zawsze ponarzekała na nas i kazała usiąść. Jedyna wolna ławka znajdowała się zaraz przed biurkiem nauczycielki. Westchnęłam i podążyłam w jej kierunku. Zajęłam miejsce, a obok mnie usiadł mój przyjaciel. Dostaliśmy projekt do zrobienia. Jak zawsze robiłam go z Mario. Mój kolega z ławki zbliżył się do mnie, chcąc pewnie znowu skomentować nauczycielkę, ale ta od razu na nas nakrzyczała i wyrzuciła nas z klasy. Mario zadowolony wyszedł ze szkoły. Poszedł w kierunku swojego auta, a ja chodnikiem ruszyłam na przystanek autobusowy. Po chwili obok mnie pojawił się samochód Mario. Spojrzałam w bok i ujrzałam jego wesołą twarz.
-To jak, pójdziemy do lodziarni? - zapytał, a ja się zaśmiałam - wskakuj, nie pozwolę Ci wracać inaczej niż ze mną.
-Kretyn - uśmiechnęłam się i wsiadłam do auta.

~*~

    Uśmiechnęłam się, wspominając licealne lata. Niestety one już nie wrócą. Mogę jedynie przedłużyć te cudowne lata z Mario. Kocham go. Mam nadzieję, że wybaczy mi to rozstanie.


*****

Z okazji nadchodzących Świąt Wielkanocnych, chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, a także zdrowych i radosnych świąt, spędzonych w wiosennym nastroju.

życzy
Anonimowa N.