niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 4.

    Od sytuacji, która miała miejsce na plaży rozmawiałam z Mario kilka razy, ale ostatnia rozmowa zakończyła się kłótnią.


-Za każdym razem, kiedy pojawia się ona, nic się wtedy nie liczy. Zachowujesz się,
jakbyśmy nie byli razem.

-Może źle wybrałem. Może mnie nie kochasz i jesteś ze mną dla sławy i pieniędzy.

-Czy Ty siebie słyszysz? Jeżdżę w tę i z powrotem. Jeżdżę między Dortmundem, Monachium i Londynem. Gdyby nie Ty, to uczyłabym się w Londynie. W Monachium źle się czuję, a wiesz, dlaczego tam zamieszkałam? Bo Ty mnie o to poprosiłeś. Bo Ty tam mieszkasz. Bo Cię kocham i zrobię dla Ciebie wszystko. Ale jeśli Ty myślisz, że jestem z Tobą dlatego, że jesteś jednym z najlepszych piłkarzy, to po co w ogóle ze mną jesteś? - nie wytrzymałam i z moich oczu płynęły łzy.

-Kochanie, ja... przepraszam Cię. Kocham Cię, nie wiem, dlaczego tak powiedziałem. To było pod wpływem emocji - chciał mnie przytulić.


-Nie - odsunęłam się - Przemyśl sobie, co dalej ma być. Teraz masz na głowie finał i wiem, że go wygracie. Skończy się Mundial, zdecydujemy co dalej.

-Ale ja Cię kocham - krzyknął - To Ty jesteś najważniejsza.

-Dajmy sobie czas. Po finale porozmawiamy - podeszłam do niego i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach - Kocham Cię - szepnęłam.


    Przygotowuję się na mecz finałowy. Niemcy - Argentyna. Wierzę w chłopaków i jestem pewna, że zostaną Mistrzami Świata. Mecz ma się odbyć na stadionie w Rio de Janeiro. Za kilka minut powinnam wyjść z hotelu i razem z bliskimi osobami piłkarzy, skierować się na obiekt, w którym będzie rozgrywane spotkanie. Gotowa, ostatni raz spojrzałam w lustro i wyszłam na korytarz, na którym czekała już na mnie Cathy. Poza tym mamy dzisiaj rocznice z Mario. Napisałam SMS-a do Götzego, którego treść brzmiała:

"Powodzenia. Wierzę w Was. Wierzę, że jesteście w stanie wygrać ten Mundial. Kocham Cię ♥ "

-Idziemy?
-Jasne - odpowiedziałam.
-Rozmawiałaś z Mario?
-Od ostatniej kłótni nie. Wysłałam do niego SMS-a - wyjęłam telefon, aby pokazać przyjaciółce wiadomość, którą wysłałam.
-Będzie dobrze. Jesteście cudowni i widzę Was już na ślubnym kobiercu - zaśmiała się.
-My nawet zaręczeni nie jesteśmy.
-Jeszcze.
-Co tam mruczysz?
-Nic, wydawało Ci się - stwierdziła.
    Szybkim krokiem kierowałyśmy się na stadion. Z hotelu na obiekt sportowy było blisko. 15 minut pieszo i byłyśmy na miejscu. Dzięki specjalnym identyfikatorom, które dostałyśmy od chłopaków, szybko weszłyśmy na stadion i zajęłyśmy swoje miejsca. Chwilę czekałyśmy i na murawę wyszli piłkarze obydwu drużyn. Kilka minut później mecz się rozpoczął. Mario nie był w wyjściowym składzie. Jaka ze mnie idiotka. Pewnie przez naszą kłótnię był mniej skoncentrowany. Spokojnie, to profesjonalista. Mario jest świetnym piłkarzem i na pewno wejdzie. Löw wie co robi. Mecz oglądałam w niesamowitym skupieniu. Co chwila krzycząc, śpiewając i dopingując niemiecką drużynę. Już w 31. minucie Jogi musiał sięgnąć do ławki rezerwowych. Boisko opuścił Kramer, a w jego miejsce zajął mój brat. Kibice oklaskami pożegnali Christopha oraz powitali wbiegającego na boisko André. Kiedy zerknęłam na telebim do końca pierwszej połowy zostało kilka sekund. Piłkarze obu drużyn zeszli do szatni. Podczas przerwy wymieniłam kilka słów z moją towarzyszką. Wiele nie mówiłyśmy. Obie byłyśmy przejęte meczem. Z niecierpliwością czekałyśmy na drugą połowę. Modliłam się, aby była ona lepsza w wykonaniu Niemców. Jedna bramka na korzyść Die Mannschaft i mamy puchar. W 88. minucie na boisko wszedł Mario, zmieniając Klosego. Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Minęło 90. minut i wszystko wskazywało na to, że spotkanie nie zakończy się w podstawowym czasie i o tym, kto zostanie mistrzem świata, zdecydować będzie musiał czas doliczony, bądź rzuty karne. Kibice oby drużyn dopingowali jak mogli swoich ulubieńców. W pewnym momencie André biegł z piłką pod bramkę Argentyńczyków. Dośrodkował futbolówkę w pole karne, gdzie był Mario, a ten przyjął piłkę na klatkę piersiową i uderzając z woleja, skierował ją do siatki.
Kiedy przekroczyła ona linię bramkową kibice reprezentacji Niemiec cieszyli się z bramki. Przytulałyśmy się z Cathy, obie płacząc ze szczęścia. Nie dość, że Niemcy są Mistrzami Świata, to bramkę decydującą strzelił Mario. W 113. minucie Niemcy objęli prowadzenie, które utrzymało się do końca. Radość Mario powodowała moje podwójne szczęście. Chciałam się znaleźć obok niego jak najszybciej i powiedzieć mu jak bardzo go kocham. Niestety czeka nas ciężka rozmowa. Ostatni gwizdek sędziego. Piłkarze dziękują sobie za grę, cieszą się i pocieszają. Zeszłyśmy z Cathy na murawę. Przyjaciółka była już w objęciach Matsa, a ja wzrokiem szukałam Götzego. Poczułam, że ktoś mnie przytula, ale nie był to Mario, a André. Przytuliłam go z całej siły.
-Kocham Cię, braciszku. Jesteś cudowny.
-Też Cię kocham, siostrzyczko.
-Wygraliście! Niemcy Mistrzem Świata - krzyknęłam, a mój brat się zaśmiał i podniósł mnie, okręcając się ze mną wokół własnej osi.
-To ja Cię puszczam, leć do Mario - przytulił mnie po raz ostatni i odszedł w stronę cieszących się zawodników.

4 komentarze:

  1. Rozdział jak zawsze super czekam z niecierpliwością na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie :D
    Ale nie wiem czemu mam złe przeczucia xd
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojeju, ale się porobiło :/ Mam nadzieję, że mimo wszystko się ułoży i wspólnie będą świętować mistrzostwo :)) Czekam na kolejny :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Perfect. 👌
    Cieszę się, że tamto pojawienie się Ann niewiele zmieniło w ich miłości.
    Napewno, muszą być razem. *-*
    Ten mecz, no cóż był przewidywalny więc czytało się go tak jakoś bez stresowo, ale i tak świetnie. ;)
    życzę weny, czekam na nexta I zapraszam do mnie.
    Buźka ;*

    OdpowiedzUsuń