Właśnie wylądowaliśmy na trzeciej co do wielkości wyspie hiszpańskiego archipelagu Baleary, a krócej mówiąc, to jesteśmy na Ibizie. Wakacje, czas zacząć! Zabraliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy w kierunku postojów taksówek. André nadal nic nie wie o moim rozstaniu z Mario. Powiedziałam tylko Cathy, a ta nie przyjechała z nami na hiszpańską wyspę. Wsiedliśmy do jednej taksówki i podaliśmy adres naszego hotelu, który wcześniej zarezerwował mój brat. Na miejscu, zapłaciliśmy za usługę i weszliśmy do pięciogwiazdkowego hotelu. Podeszliśmy do recepcji, gdzie się zameldowaliśmy. Byłam pewna, że mój starszy brat zarezerwował mi i Mario jeden dwuosobowy pokój, dlatego pociągnęłam go na tak zwaną stronę.
-André, przemelduj mnie, proszę.
-Ale dlaczego?
-Wyjaśnię Ci zaraz, ale proszę Cię, przemelduj mnie - spojrzałam na niego błagalnie.
-Zobaczę co da się zrobić.
Mój brat tylko westchnął i zdezorientowany podszedł do recepcjonistki, aby spełnić moją prośbę, a ja modliłam się, aby udało mu się załatwić tę sprawę. Po chwili dostałam kartę do swojego pokoju i ruszyliśmy za boyem hotelowym, który zaprowadził nas pod drzwi naszych tymczasowych pokoi. Weszłam do środka, a walizkę postawiłam obok łóżka. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i usiadłam na łóżku. Po kilku minutach w moim pokoju znalazł się André.
-Co jest? - zaczął.
-Rozstaliśmy się z Mario - wyszeptałam.
-Co?! - nie dowierzał - Dlaczego?
-Raniliśmy siebie oboje. Jeszcze ta sytuacja z Ann... Ja stałam obok nich... On mnie olał... Podszedł do niej - wydukałam, ocierając łzy.
-Ja go zabiję - wstał.
-Nie. André. Nie idź do niego.
Usiadł obok mnie i przytulił mnie do siebie. Nic nie mówił. Po prostu przytulał mnie. Czułam się przy nim bezpiecznie. Jestem jego małą siostrzyczką. Nie ważne ile mam lat, on nadal będzie się o mnie martwił.
-Wychodzimy gdzieś dzisiaj? - zapytał.
-Nie mam pojęcia, jak chcecie to idźcie.
-O nie moja droga. Nie zostaniesz w hotelu.
Wywróciłam oczami i zaśmiałam się cicho.
-I taką chcę Cię widzieć. Nie smuć mi się. Ale nadal nie pojmuję... byliście parą wręcz idealną.
-Nie rozmawiajmy o tym.
-Dobrze, jak chcesz. Idę się rozpakować, zaraz tu będę.
-Ja też się chyba wypakuję - stwierdziłam.
Kiedy mój brat wyszedł, położyłam walizkę na łóżku, a następnie ją otworzyłam. Podeszłam do szafy, którą rozsunęłam i zaczęłam się zastanawiać, jak porozkładać ciuchy.
*kilka dnia później*
Wyszłam z pokoju i skierowałam się na sam dół. Na Ibizie jesteśmy już tydzień. Siedem dni na słonecznej wyspie. Pogoda zachwyca nawet najwybredniejszych. Jest ciepło, nawet bardzo. Czuję się tutaj cudownie i nie chcę stąd wyjeżdżać. Chłopcy postanowili wynająć jacht i spędzić na nim cały dzień. Będąc już w umówionym miejscu, usiadłam na fotelu i czekałam na resztę. Z Mario ze sobą nie rozmawiamy. Poza tym dwa dni temu przyjechała tutaj Ann. Nie mogę na nich patrzeć. Nie mam pojęcia, czy są razem, ale zachowują się jak para. Ten widok łamie moje serce na tysiące kawałeczków. Wiem, że się rozstaliśmy, ale mimo wszystko, kocham go. Kocham tego idiotę. Z zamysłu, wyrwał mnie Marco, który usiadł na oparciu fotela.
-Co tam mała - uśmiechnął się.
-Nie chcę stąd wyjeżdżać - jęknęłam.
-Spokojnie, mamy jeszcze tydzień - zaśmiał się - wstawaj, bo André już idzie.
Podniosłam swoje cztery litery z siedziska i wyszłam z hotelu. W drodze do pomostu, Marco zasypywał mnie żartami. Czułam na sobie wzrok Mario... Reus objął mnie ramieniem i weszliśmy na pokład wynajętego jachtu. Zaniosłam swoje rzeczy do saloniku i położyłam je na kanapie, a następnie wyszłam na rufę. Blondyn stanął za mną i złapał mnie za biodra.
-Niczym w Titanicu - roześmialiśmy się, kiedy to powiedział.
-Nie lubię Titanica.
-Przecież każda dziewczyna to lubi.
-Nie jestem jak każda - puściłam mu oczko i usiadłam na ręczniku.
Po chwili zawołał mnie André i poprosił, abym zrobiła zdjęcie. Ruszyłam w kierunku brata, lecz kiedy zauważyłam, iż jest on z Mario, momentalnie nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do nich. Zabrałam od starszego z nich aparat i zrobiłam im zdjęcie. Chciałam już odejść, ale André złapał mnie za rękę i posadził obok siebie. Atmosfera zrobiła się napięta. Starszy Schürrle starał się podtrzymywać rozmowę, lecz ani ja, ani Mario nie byliśmy skorzy do konwersacji w takim gronie.
-Mario - usłyszałam głos Ann, a moje mięśnie momentalnie się spięły - chodź tu.
-Idę - odkrzyknął.
Kiedy Götze odszedł, zaczęłam przedrzeźniać Niemkę, co doprowadziło mojego brata do śmiechu. Po chwili dosiadł się do nas Reus.
-A Ty co się tak śmiejesz? - zaciekawił się.
-Natka, zrób to jeszcze raz.
-Nie, spadaj.
-Ale o co chodzi - Marco domagał się odpowiedzi.
-Natalia jest zazdrosna o Mario, to znaczy o Ann - plątał się i śmiał równocześnie mój brat.
Wstałam z zajmowanego miejsca i nie zwracając uwagi na wołanie piłkarzy, ruszyłam w stronę rufy, gdzie usiadłam i oparłam się o barierkę. Starałam się być twarda, lecz słabo mi to wychodziło. Usłyszałam kroki, co oznaczało, iż ktoś się do mnie zbliża. Starłam łzy i nadal patrzyłam w otaczający nas krajobraz.
-Natalia, co jest?
-André, przemelduj mnie, proszę.
-Ale dlaczego?
-Wyjaśnię Ci zaraz, ale proszę Cię, przemelduj mnie - spojrzałam na niego błagalnie.
-Zobaczę co da się zrobić.
Mój brat tylko westchnął i zdezorientowany podszedł do recepcjonistki, aby spełnić moją prośbę, a ja modliłam się, aby udało mu się załatwić tę sprawę. Po chwili dostałam kartę do swojego pokoju i ruszyliśmy za boyem hotelowym, który zaprowadził nas pod drzwi naszych tymczasowych pokoi. Weszłam do środka, a walizkę postawiłam obok łóżka. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i usiadłam na łóżku. Po kilku minutach w moim pokoju znalazł się André.
-Co jest? - zaczął.
-Rozstaliśmy się z Mario - wyszeptałam.
-Co?! - nie dowierzał - Dlaczego?
-Raniliśmy siebie oboje. Jeszcze ta sytuacja z Ann... Ja stałam obok nich... On mnie olał... Podszedł do niej - wydukałam, ocierając łzy.
-Ja go zabiję - wstał.
-Nie. André. Nie idź do niego.
Usiadł obok mnie i przytulił mnie do siebie. Nic nie mówił. Po prostu przytulał mnie. Czułam się przy nim bezpiecznie. Jestem jego małą siostrzyczką. Nie ważne ile mam lat, on nadal będzie się o mnie martwił.
-Wychodzimy gdzieś dzisiaj? - zapytał.
-Nie mam pojęcia, jak chcecie to idźcie.
-O nie moja droga. Nie zostaniesz w hotelu.
Wywróciłam oczami i zaśmiałam się cicho.
-I taką chcę Cię widzieć. Nie smuć mi się. Ale nadal nie pojmuję... byliście parą wręcz idealną.
-Nie rozmawiajmy o tym.
-Dobrze, jak chcesz. Idę się rozpakować, zaraz tu będę.
-Ja też się chyba wypakuję - stwierdziłam.
Kiedy mój brat wyszedł, położyłam walizkę na łóżku, a następnie ją otworzyłam. Podeszłam do szafy, którą rozsunęłam i zaczęłam się zastanawiać, jak porozkładać ciuchy.
*kilka dnia później*
Wyszłam z pokoju i skierowałam się na sam dół. Na Ibizie jesteśmy już tydzień. Siedem dni na słonecznej wyspie. Pogoda zachwyca nawet najwybredniejszych. Jest ciepło, nawet bardzo. Czuję się tutaj cudownie i nie chcę stąd wyjeżdżać. Chłopcy postanowili wynająć jacht i spędzić na nim cały dzień. Będąc już w umówionym miejscu, usiadłam na fotelu i czekałam na resztę. Z Mario ze sobą nie rozmawiamy. Poza tym dwa dni temu przyjechała tutaj Ann. Nie mogę na nich patrzeć. Nie mam pojęcia, czy są razem, ale zachowują się jak para. Ten widok łamie moje serce na tysiące kawałeczków. Wiem, że się rozstaliśmy, ale mimo wszystko, kocham go. Kocham tego idiotę. Z zamysłu, wyrwał mnie Marco, który usiadł na oparciu fotela.
-Co tam mała - uśmiechnął się.
-Nie chcę stąd wyjeżdżać - jęknęłam.
-Spokojnie, mamy jeszcze tydzień - zaśmiał się - wstawaj, bo André już idzie.
Podniosłam swoje cztery litery z siedziska i wyszłam z hotelu. W drodze do pomostu, Marco zasypywał mnie żartami. Czułam na sobie wzrok Mario... Reus objął mnie ramieniem i weszliśmy na pokład wynajętego jachtu. Zaniosłam swoje rzeczy do saloniku i położyłam je na kanapie, a następnie wyszłam na rufę. Blondyn stanął za mną i złapał mnie za biodra.
-Niczym w Titanicu - roześmialiśmy się, kiedy to powiedział.
-Nie lubię Titanica.
-Przecież każda dziewczyna to lubi.
-Nie jestem jak każda - puściłam mu oczko i usiadłam na ręczniku.
Po chwili zawołał mnie André i poprosił, abym zrobiła zdjęcie. Ruszyłam w kierunku brata, lecz kiedy zauważyłam, iż jest on z Mario, momentalnie nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do nich. Zabrałam od starszego z nich aparat i zrobiłam im zdjęcie. Chciałam już odejść, ale André złapał mnie za rękę i posadził obok siebie. Atmosfera zrobiła się napięta. Starszy Schürrle starał się podtrzymywać rozmowę, lecz ani ja, ani Mario nie byliśmy skorzy do konwersacji w takim gronie.
-Mario - usłyszałam głos Ann, a moje mięśnie momentalnie się spięły - chodź tu.
-Idę - odkrzyknął.
Kiedy Götze odszedł, zaczęłam przedrzeźniać Niemkę, co doprowadziło mojego brata do śmiechu. Po chwili dosiadł się do nas Reus.
-A Ty co się tak śmiejesz? - zaciekawił się.
-Natka, zrób to jeszcze raz.
-Nie, spadaj.
-Ale o co chodzi - Marco domagał się odpowiedzi.
-Natalia jest zazdrosna o Mario, to znaczy o Ann - plątał się i śmiał równocześnie mój brat.
Wstałam z zajmowanego miejsca i nie zwracając uwagi na wołanie piłkarzy, ruszyłam w stronę rufy, gdzie usiadłam i oparłam się o barierkę. Starałam się być twarda, lecz słabo mi to wychodziło. Usłyszałam kroki, co oznaczało, iż ktoś się do mnie zbliża. Starłam łzy i nadal patrzyłam w otaczający nas krajobraz.
-Natalia, co jest?